Lekarka, kierowniczka, nauczycielka, śpiewaczka – żeńskie formy językowe tych zawodów nie budzą zdziwienia. Niedawno jednak przez internet przetoczyła się fala kpin z chirurżki i naukowczyni, jak jedną z ważnych Polek określiły feminizujące „Wysokie Obcasy”. Nikt nie dostrzegł jednak jeszcze straszniejszego potworka, czającego się dalej…
Ale najpierw szybki test na spostrzegawczość: czy zauważyłeś błąd rodzajowy w tytule tego artykułu (jest przecież ten transwestytyzm, a nie transwestycja)? Jeśli tak, gratuluję – możesz aplikować do zespołu Korekto.pl! Jeśli nie, nie przejmuj się – nawet lingwistyczni eksperci, udzielający się w ramach fejsbukowej grupy branżowej Redaktorzy, korektorzy, edytorzy – łączcie się! dość często zachodzą w głowę, jak to jest z tymi językowymi feminizmami, zwłaszcza w odniesieniu do nazw zawodów.
No właśnie. Żeńskie określenia wielu profesji (prawniczka, pianistka, pisarka, policjantka, gimnastyczka, sprzedawczyni) są w pełni akceptowane społecznie. Chociaż… w sklepie jest ten sprzedawca i ta sprzedawczyni, ale kobieta handlująca na Allegro to już sprzedająca, prawda? Może to imiesłowowe signum temporis politycznej poprawności, podobnie jak pani sprzątająca (dziś nie wypada mówić sprzątaczka, bo to mniej godnie brzmi…).
Wróćmy do „Wysokich Obcasów”, kierowanego do kobiet dodatku do „Gazety Wyborczej”. Otóż we wrześniu 2018 roku z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości, redakcja ogłosiła plebiscyt „Polka Stulecia” (www.wysokieobcasy.pl). Nominowano 100 pań, które w latach 1918-2018 wywarły największy wpływ na losy kraju.
Wśród wytypowanych znalazła się wybitna pani profesor, którą nazwano „chirurżką i naukowczynią”:
W „internetach” zagrzmiało. Na znany ze swoich feministycznych zapędów tygodnik posypały się drwiny, kpiny i kąśliwości. No ba! Wszak nawet wyrocznia językowa, jaką dla wielu rodaków jest automatyczny słownik Worda, wściekle czerwonym wężykiem protestuje przeciwko takiej lingwistycznej mutacji:
Docinkom i uszczypliwościom nie było więc końca, żeby wspomnieć choćby te z serwisu Wykop.pl:
źródło: www.wykop.pl (dostęp: 05.01.2019)
Co jednak ciekawe, pół Polski śmiało się z „chirurżki i naukowczyni”, tworząc echa wcześniejszych ech, natomiast mało kto zauważył, że w tym samym plebiscycie pojawiają się nie mniej fikuśne i kaleczące oko feminizacje rzeczowników w rodzaju męskim.
Mamy tu więc między innymi „biolożkę”, „zoopsycholożkę”, „polityczkę”, „premierkę”, „prezeskę”, a nawet… „pediatrkę”:
W pewnych miejscach redakcję poniosło tak daleko, że kolejnym bohaterkom plebiscytu przyszyła semantyczne odpowiedniki służby wojskowej („żołnierka”), a nawet… teczki na dokumenty („dyplomatka”):
Ciekawe czy zatem kobietę dbającą o opróżnianie koszy na śmieci redakcja raczyłaby nazwać śmieciarką, grafika płci żeńskiej – graficzką (jak taki mały obrazek), a żeńskiego odpowiednika kierowcy – kierownicą? Albo jednak kierowczynią (podobnie jak sprawczyni)? A może po prostu (boję się rzec: na chłopski rozum…) wystarczyłaby forma imiesłowowa – kierująca?
Zdaje się jednak, że w którymś momencie bezpiecznik językowego absurdu nie wytrzymał i przepalił się samym autorom (a zapewne – autorkom) zestawienia. Na liście wybitnych Polek pojawił się bowiem wyłom – Beatę Tyszkiewicz nazwano… prezydentem (sic!), oszczędzając nam prezydentki:
Z kolei profesor Łętowską określono jako sędzię:
To akurat dziwi, bo „Słownik języka polskiego” wyraźnie dopuszcza formę sędzina jako żeńską wersję sędziego (a także – ale to dawniej – jako żonę pana ferującego wyroki):
źródło: sjp.pwn.pl (dostęp: 05.01.2019)
No właśnie, a co z innymi zawodami prawniczymi: adwokat, notariusz, asesor, radca prawny? O ile prawniczka jest w porządku, o tyle adwokatka, notariuszka, asesorka czy radczyni prawna brzmią już jednak nieco pretensjonalnie…
Myślę że tak samo, jak nie musimy wstydzić się form imiesłowowych (pani sprzątająca, kierująca, sprzedająca), w przypadku powyższych zawodów możemy równie śmiało posługiwać się formami męskimi, sfeminizowanymi po prostu dopiskiem „pani”: pani adwokat, pani notariusz, pani asesor, pani radca. Prawda, że proste?
Na koniec – arbuz na torcie, bo wisienką tego nazwać nie można. Szczytem językowego purnonsensu, zafundowanego czytelniczkom „Wysokich Obcasów”, jest jednak chyba określenie Henryki Bochniarz – proszę trzymać się mocno! – ministrą przemysłu:
Jakże żałuję, że zatrzymawszy się na chirurżce i naukowczyni mało kto dotarł do tej znacznie jednak cenniejszej, bo najczarniejszej z czarnych pereł!
Przykłady zżeńszczania nazw zawodów można mnożyć. Jedne z nich są całkiem zgrabne i naturalne, innym zaś, aby nie brzmiały jak językowe potworki, wystarczy nadać formę imiesłowu lub po prostu poprzedzić określeniem pani – kto bowiem powiedział (oczywiście poza „Wysokimi Obcasami”…), że jedna sztywna reguła ma w iście totalitarnym stylu porządkować tę kwestię?
Jeśli chcielibyśmy być mściwi, na złość językowym feministkom proponuję zacząć mówić o nich feminiści. Ponadto niech ta osoba stanie się tym osobem, postać – postaciem, a mężczyzna (bo jakoś tak z żeńska brzmi) – mężczyznem (ten mężczyzn jest dużo, ekhm, twardszy…).
Przepraszam, zagalopowałem się z tym dokuczaniem i z tą twardością. Może po prostu następnym razem, gdy feministka zajdzie nam drogę na chodniku albo nadepnie na stopę w autobusie, bardziej bezpretensjonalne będzie proste i uczciwe:
– Ty chujko*!
_______
* „chujkę” wykoncypowała Dominika Zakrzewska
Maciej Dutko
Dodane komentarze (0)
„Chociaż… w sklepie jest ten sprzedawca i ta sprzedawczyni, ale kobieta handlująca na Allegro to już sprzedająca, prawda? ”
W przypadku allegro, to bardziej chodzi chyba o to, że tam nie zakładamy z góry, że ktoś zawodowo sprzedaje i dlatego nie określamy mianem sprzedawca (co jest nazwą zawodu).
Niekoniecznie, bo dziś na Allegro jest właśnie bardzo wielu zawodowych sprzedawców.
Cały ten długi i kąśliwy wywód dowodzi nie tego, że z utworzeniem (i używaniem) żeńskich nazw zawodów jest jakikolwiek problem, ale że ów problem ma z ich percepcją autor artykułu. Merytoryki tu nie znalazłam, jeno fundament z cyklu „tak się mi wydaje, więc tak być musi”.
Pani Agnieszko, dziękuję za komentarz, a zarazem życzę więcej humoru, przymrużenia oka i dystansu do świata – naprawdę są poważniejsze powody, by się spinać;). Niemniej co do meritum, ma Pani rację: tak, artykuł ten miał za cel wyrażenie mojego subiektywnego braku akceptacji absurdalnego krzywdzenia naszego pięknego języka. Jestem wprawdzie wielkim miłośnikiem elastycznego obchodzenia się ze słowami, uwielbiam zabawy lingwistyczne i kreatywne neologizowanie, jednak widząc formy takie jak „pediatrka” albo – o zgrozo! – „ministra przemysłu”, postrzegam je wyłącznie jako histeryczno-kuriozalny wyraz absurdalnego feminizowania języka tylko po to, aby udowodnić, że się da.
Kochani, oczywiście że z „konia” można zrobić „końkę”, z „kubka” – „kubkę” a z „dywanu” – „dywankę” (wszak i „parasol”, i „portfel” mają swoje równoległe żeńskie warianty), ale nie popadajmy w absurd, błagam…
Zgadzam się, że nie należy popadać w absurd – a właśnie ostatni akapit powyższej odpowiedzi sprowadza sprawę do absurdu… Z jakiegoś powodu nie potrzebujemy odpowiednio żeńskiej lub męskiej formy utrwalonych w języku rzeczowników oznaczających np. przedmioty nieożywione, bo i po co – jest np. kubek i jest filiżanka i niech każde „będzie sobą”. Koń ma do pary klacz i też nikt tego nie kwestionuje. Określenia osób i zawodów natomiast to już zupełnie inna sprawa i skoro takie próby się w języku pojawiają, a nawet coraz częściej się przyjmują, to najwyraźniej z czegoś to wynika, nie z fanaberii… Nasz piękny język „krzywdzimy” w ten sposób, od kiedy przestaliśmy brusić i poczywać.
Miałam w swoim długim życiu zawodowym przypadek zgoła odmienny. Owóż autorka użyła męskiej formy „znawca” w biogramie wybitnej polskiej matematyczki. Mając na uwadze to, że istnieje znakomicie utrwalona w języku forma żeńska, zmieniłam bez wahania na „znawczyni”. Na to autorka: – Ależ proszę pani, tak jest na nagrobku…
Sprawy ostateczne nie podlegają dyskusji. Nagrobek to nagrobek. Przywróciłam formę męską.
Ano tak, ten miecz – mimo że jedno wyraźnie ostrzejsze – posiada także drugie ostrze…
Pingback: Co tam, panie, w Dutkolandii, czyli sukcesiki i fakapy 2019 [podsumowanie roku] - Akademia Internetu